środa, 30 stycznia 2013

Bejbi blues? Rock'n'roll raczej!

Parę dni temu wybrałam się z koleżanką na 'Bejbi blues'. Po seansie zaległa w sali głucha cisza. Powodów, jak sądzę, może być kilka.

Po pierwsze - pogoda jest tak beznadziejna, że ten 'blues' wydaje mi się idealny do opisania właśnie dzisiaj. Po drugie, nie kumam, czemu na plakatach napisane jest 'Bejbi blues', a w kinie na początku filmu - 'Baby blues'. Trochę mi to nie pasuje i wolałabym widzieć tu 'jednolitość tytułową'.
Ale do rzeczy.




Polski film o warszawskich licealistach, borykających się z wieloma problemami, zazwyczaj zbyt trudnymi jak na swój wiek. Szesnastolatka zachodzi w ciążę, bo chce mieć kogoś, kogo będzie kochać bezwarunkowo. Kogo obdarzy uczuciem, jakiego nie otrzymała od własnej matki (interesująca rola Magdaleny Boczarskiej). Ojciec dziecka, maturzysta, ma swój świat - to zioło, kumple i deskorolka. No, jeśli teraz tak wyglądają 'prawie studenci', to nasz kraj zmierza w złym kierunku.


Film jest zbiorem scen pokazujących tragiczną wręcz niemoc młodych ludzi, zagubienie, umęczenie, chaos i bezradność.

Ale widzę też drugie dno, pewną płaszczyznę, którą Katarzyna Rosłaniec zaprezentowała już w 'Galeriankach'. A mianowicie egoizm dzisiejszych nastolatków, którzy dla pieniędzy zrobią wszystko. W 'Galeriankach' byłą sprzedaż ciała, w 'Bejbi blues' jest jeszcze gorzej, bo gdzieś pomiędzy tymi egoistami jest niemowlak. Ale dziecko nie przeszkadza jarać zioła, wciągnąć krechy czy zrobić loda na zapleczu, byleby otrzymać wymarzoną 'fashion job'.


Pierwszą rzeczą, jaką powiedziałam koleżance po wyjściu z kina było: 'My chyba w liceum nie byłyśmy aż tak głupie?' I pominę to fakt, że nie myślałyśmy o robieniu 'dziecka do kochania'. Przede wszystkim - miałyśmy i mamy jakieś autorytety. Koka na początku liceum nam się nawet nie śniła, podobnie jak wielkie imprezy w opuszczonych kościołach itp itd. Nadal będę podtrzymywać swój sąd, że wychowanie poza miastem, a wychowanie np. w Warszawie jest inne, inny jest dostęp do używek i złych wpływów. Inni bywają też rodzice.

Choć 'Bejbi blues' nie jest filmem wybitnym, to z pewnością warto go zobaczyć. Warto spojrzeć, jak portretują dzisiejszą Polskę artyści. Cisza po seansie mogła być spowodowana dość porażającą końcówką, choć generalnie ten film jest bardzo przytłaczający. Głupota młodzieży i jeszcze większa głupota dorosłych, niestety.

Teraz ostrzę zęby na 'Drogówkę', ale Smarzowski to jest akurat klasa sama w sobie:)
Smutna jest ta rzeczywistość, smutni są młodzi ludzie, których zupełnie nikt nie nauczył, jak żyć.

piątek, 4 stycznia 2013

Święta, święta i po świętach!

Wreszcie czy niestety?:) Postanowiłam przeczekać okres świąteczno - noworoczny i teraz coś napisać. Mam nadzieję, że żyjecie po sylwestrze:)

Jak to bywa w przypadku jedynaczki gotująco - sprzątającej, święta mijają mi bardzo pracowicie. Ale nie narzekam, lubię pomagać w tych wszystkich przygotowaniach. Wigilię wyjątkowo spędzaliśmy w nowym domu chrzestnego i nawet było mi przykro, że nie mogłam ugotować zupy grzybowej, bo tę przechwyciła ciocia;) Ale pierogi robiłam obowiązkowo!

Święta minęły szybko (jak zwykle). W okresie 'pomiędzy' spotkałam się z paroma znajomymi, co poczytuję jako cudowny przerywnik od ślęczenia przed komputerem i poszukiwania pracy. Od 15. grudnia do 6. stycznia rynek pracy zamiera, to truizm. Nadal poszukują głównie stażystów i praktykantów. Dziękuję, postoję.

Sylwester to była czaderska domówka na Ursynowie. Nikogo nie znałam poza Mileną, z którą się tam zjawiłam:) Mimo to o drugiej w nocy wszyscy tańczyliśmy poloneza, a od Gangnam Style nadal bolą mnie nogi;) I choć wolę imprezy klubowe od domówek, to bardzo dobrze się bawiłam, muszę przyznać.










 No, udało mi się w trzech akapitach streścić ostatnie tygodnie.
Oczywiście Nowy Rok to multum postanowień noworocznych, którymi zasypywane są tablice na FB. Ja zawzięłam się i mam zamiar szybko wrócić do jesiennej formy szpagatowej, czyli codzienne rozciąganie na całego;) Pomaga w tych ćwiczeniach mój kocurek, który jest u nas w domu od kilku tygodni:)) Daje wszystkim naprawdę niezły wycisk!






Tych postanowień noworocznych jest jeszcze kilka...znaleźć pracę, wyprowadzić się, dokończyć pisanie książki...w tym roku dorzucam całkowite uodpornienie się na krytykę, która zabija. Szczerze mówiąc pomyślałam, że pechowa trzynastka mogłaby być także dobrym momentem do zaprowadzenia zmian w życiu prywatnym. Zobaczymy, jak to będzie. Prawda jest taka, że układamy w głowach te postanowienia może nawet nie po to, by je zrealizować, ale by samemu dać sobie nadzieję na to, że jeszcze mamy jakiś zapał, że warto COŚ w tym nowym roku robić.

Potem zazwyczaj wychodzi jak zwykle, ALE zaznaczam - zazwyczaj:) Może w tym roku coś się ruszy na plus?
Pamiętajcie - nadzieja, choć jest matką głupich, umiera ostatnia, więc nie warto jej odrzucać.  ;)