Parę dni temu wybrałam się z koleżanką na 'Bejbi blues'. Po seansie zaległa w sali głucha cisza. Powodów, jak sądzę, może być kilka.
Po pierwsze - pogoda jest tak beznadziejna, że ten 'blues' wydaje mi się idealny do opisania właśnie dzisiaj. Po drugie, nie kumam, czemu na plakatach napisane jest 'Bejbi blues', a w kinie na początku filmu - 'Baby blues'. Trochę mi to nie pasuje i wolałabym widzieć tu 'jednolitość tytułową'.
Ale do rzeczy.
Polski film o warszawskich licealistach, borykających się z wieloma problemami, zazwyczaj zbyt trudnymi jak na swój wiek. Szesnastolatka zachodzi w ciążę, bo chce mieć kogoś, kogo będzie kochać bezwarunkowo. Kogo obdarzy uczuciem, jakiego nie otrzymała od własnej matki (interesująca rola Magdaleny Boczarskiej). Ojciec dziecka, maturzysta, ma swój świat - to zioło, kumple i deskorolka. No, jeśli teraz tak wyglądają 'prawie studenci', to nasz kraj zmierza w złym kierunku.
Film jest zbiorem scen pokazujących tragiczną wręcz niemoc młodych ludzi, zagubienie, umęczenie, chaos i bezradność.
Ale widzę też drugie dno, pewną płaszczyznę, którą Katarzyna Rosłaniec zaprezentowała już w 'Galeriankach'. A mianowicie egoizm dzisiejszych nastolatków, którzy dla pieniędzy zrobią wszystko. W 'Galeriankach' byłą sprzedaż ciała, w 'Bejbi blues' jest jeszcze gorzej, bo gdzieś pomiędzy tymi egoistami jest niemowlak. Ale dziecko nie przeszkadza jarać zioła, wciągnąć krechy czy zrobić loda na zapleczu, byleby otrzymać wymarzoną 'fashion job'.
Pierwszą rzeczą, jaką powiedziałam koleżance po wyjściu z kina było: 'My chyba w liceum nie byłyśmy aż tak głupie?' I pominę to fakt, że nie myślałyśmy o robieniu 'dziecka do kochania'. Przede wszystkim - miałyśmy i mamy jakieś autorytety. Koka na początku liceum nam się nawet nie śniła, podobnie jak wielkie imprezy w opuszczonych kościołach itp itd. Nadal będę podtrzymywać swój sąd, że wychowanie poza miastem, a wychowanie np. w Warszawie jest inne, inny jest dostęp do używek i złych wpływów. Inni bywają też rodzice.
Choć 'Bejbi blues' nie jest filmem wybitnym, to z pewnością warto go zobaczyć. Warto spojrzeć, jak portretują dzisiejszą Polskę artyści. Cisza po seansie mogła być spowodowana dość porażającą końcówką, choć generalnie ten film jest bardzo przytłaczający. Głupota młodzieży i jeszcze większa głupota dorosłych, niestety.
Teraz ostrzę zęby na 'Drogówkę', ale Smarzowski to jest akurat klasa sama w sobie:)
Smutna jest ta rzeczywistość, smutni są młodzi ludzie, których zupełnie nikt nie nauczył, jak żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz