Patrzę na różne dyscypliny - pływanie, podnoszenie ciężarów, rzut kulą/młotem, czy nawet gimnastykę artystyczną i, o zgrozo - zaczynam dochodzić do wniosku, że sport wyczynowy nie jest dla kobiet. Przynajmniej nie każdy...
Pływaczki jak cyborgi, gimnastyczki z mięśniami jak u facetów.
Przytoczę fragment rozmowy przeprowadzonej ostatnio z dobrym kolegą, który wyraził chyba opinię większości facetów:
On: A kulturystki są już TRAGICZNE. Trzeba być masochistą, żeby się z taką związać...i pójść do łóżka.
Ja: Wiesz co, albo cenić charakter i samemu być kulturystą:)
On: Ale to tak jakbyś poszła ze sobą do łóżka...tylko w wersji slim:P
No właśnie. Próbuję dojść do tego, co powoduje kobietami, które poświęcają swoje życie czemuś takiemu, jak przerzucanie ogromnych ciężarów, deformując przy tym swoją sylwetkę...wiadomo, mężczyźni także mają przerost niektórych mięśni (wystarczy spojrzeć na uda kolarzy...), ale u nich to tak bardzo nie razi. A kobiety są po prostu zdeformowane.
Odczuwam w sobie pewien rozdźwięk w tej materii. Z jednej strony na studiach mocno zgłębiałam kwestie genderowe i buntuję się przeciw stereotypowym podejściom do kwestii płci. Jednak czuję, że odnoszę to bardziej do społeczno-kulturowych uwarunkowań (w stylu facet nie powinien gotować i sprzątać, a kobieta używać wiertarki i zarabiać tyle samo co koleś). Bardzo proste to przykłady, ale chodzi mi po prostu o takie rozsądne równouprawnienie i zarzucenie silnych, patriarchalnych podziałów.
Rozdźwięk pojawia się w kwestii wizualnej.
Choć uwielbiam zabawę wyglądem i świat drag-queens, drag-kings, trans itp itd nie jest mi obcy, to jednak mam poczucie, takie bardzo prywatne, osobiste...że moja kobiecość wizualna pozostaje jedną z niewielu cech dystynktywnych, że między innymi poprzez to archetypiczne spojrzenie na męskość i kobiecość, zapobiegam włażeniu idei unisex w mój świat.
Wszystko się zaciera. Sportsmenki wyglądają jak faceci, model Adrei Pejić jak kobieta (dowody poniżej):
Jest to interesujące, choć unifikacja płci jest równie intrygująca, co przerażająca. Mam jednak zasadę - uznaję preferencje innych, i nawet jeśli pływaczki uważam za zdeformowane, dresiary za niekobiece, a niektórych modeli za mało męskich, to jeżeli im taka wizualność sprawia przyjemność bądź nie jest problemem - OK, żyjcie, jak chcecie.
Ja mogę mówić tylko za siebie. Moje piersi, biodra, nadgarstki. Są inne niż u mężczyzn, są kobiece. Długie włosy, szpilki, sukienki, makijaż, biżuteria. My, kobiety, mamy tyle atrybutów, tyle sensualności i wewnętrznego piękna, które warto tylko uwypuklać! To taki mój mały apel.:)
I żeby nie było - lubię sport - dla zdrowia, dobrej sylwetki i samopoczucia. Ale nigdy nie pozwolę, by ćwiczenia upodobniły mnie do mężczyzny.
Poniżej mały test, niech każdy sam rozważy, czy lepsze jest podkreślanie różnic, czy unisex:) Co ja wybieram - już wiecie;-)




Kobieta powinna być kobieca, a facet nie powinien być kobietą - i to raczej wszystko wyjaśnia.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że 'dobry kolega' ma nieco małe pojęcia w związku ze słowem "kulturystyka"-bo mam dziwne wrażenie, że gdyby spotkał taką Gosię Mączyńską to nie odmówiłby jej wyjścia na kawę/herbatę.
Gent.
Pierwsze zdanie - zgoda stuprocentowa. Mało już jest prawdziwie męskich facetów (i nie mówię tu o włosach na plecach ani manierach jaskiniowca;-). Coraz mniej jest stuprocentowo kobiecych kobiet. Czasem myślę, że to wynika z faktu, że sądzą one, że upodobnienie do mężczyzn uczyni je silniejszymi, bardziej wpływowymi, dostrzeżonymi. Choć mogę się mylić.
UsuńA co do kolegi. Nie jest on jakimś znawcą kulturystyki, raczej wyraził obiegową opinię. Nie ganiego za to, bo nigdy nie uzurpował sobie miana speca od kulturystyki. Ot, podał przykład w rozmowie, w której wcześniej było i o pływaczkach i o narciarkach na przykład. Co do pani Mączyńskiej. Cóż, moze na kawę by z nią poszedł, ale do łóżka już raczej nie. Ja też nie:P Buzia ładna, ale mięśnie odstraszające. Choć wiadomo - to kwestia gustu:)
Nie kwestia gustu, a kwestia uzmysłowienia sobie pewnej zależności. Mianowicie - forma startowa, a wygląd na co dzień to dwa różne światy. Podczas występów BF i zawartość wody w organizmie są znikome. Do tego dochodzi jeszcze bronzer.
OdpowiedzUsuńInaczej mówiąc - gdybyś w identyczny sposób przedstawiła kobietę, która ze sportem nie ma za wiele wspólnego...cóż...nie jest to coś przyjemnego.
A jeżeli wciąż mielibyśmy operować na przykładzie Pani Mączyńskiej, a dokładniej kończąc:
http://img96.imageshack.us/img96/6435/70590829.jpg
To jest typowa sylwetka spod znaku fit.
Gent.
To jest kwestia gustu - mi się widoczne u kobiet mięśnie rąk albo kaloryfery na brzuchu nie podobają i tyle, i to niezależnie od tego czy to jest sylwetka typu fit czy nie fit. Już na tym zdjęciu, które pokazałeś, pani wygląda lepiej, ale i tak te ręce, no troszeczkę nie w moim guście. Troszeczkę;-)
UsuńJeżeli zdajemy sobie sprawę z tego o czym mówimy i nie trzaskamy wtop na podłożu merytorycznym, przez co wypowiedź jak i sposób myślenia jest prawidłowy/logiczny - wtedy można mówić o gustach. Zdjęcie miało pokazać różnicę między wybiegiem a rzeczywistością - co zresztą sama zauważyłaś, że jest ogromna. Zwróć uwagę na kąt robionego zdjęcia i pozę ciała - w tym się właśnie kryje wspomniane 'troszeczkę' ; ]
OdpowiedzUsuńAle zasadniczo:
- kobiety w kulturystyce: naturalnej, klasycznej i ekstremalnej to mimo wszystko coś dziwnego i tutaj ciężko jest mi zrozumieć, dlaczego akurat obrały taki kierunek(pod względem porzucenia ‘toposu’ charakterystycznej kobiecości);
- ale jeżeli kobieta dąży do przysłowiowego 'fit' - dlaczego nie. Oby tylko nie w ekstremum.
Gent.