Dziś zamknęłam pewien ważny rozdział w moim życiu. Przyznam, że czuję się z tym bardzo dziwnie. Ale to chyba jednocześnie normalne, że diametralne zmiany usuwają trochę grunt pod nogami. Mam nadzieję, że ogarnięcie przyjdzie wkrótce;-)
Zmieniłam dziś miejsce zamieszkania. Niestety, nie z wyboru, a raczej w wyniku zbiegu pewnych decyzji i okoliczności...po prostu stało się. Po 3,5 roku mieszkania na warszawskich Włochach nadszedł czas na zmiany. Czuję, że w pewnym sensie stało się dobrze, że oddech potrzebny jest i mi, i moim Kochanym Współlokatorom. Niemniej jednak żal pozostaje. I tej nocy zwłaszcza - będzie mi towarzyszyć.
Pokochałam Włochy. To piękna, spokojna dzielnica. Staw Koziorożca, Park Kombatantów z olbrzymimi drzewami, latające nad głowami samoloty, które kocham...i tylko 12 minut do centrum SKM albo Kolejami Mazowieckimi:) Same plusy!
Przypominają mi się różne sceny...spanie z Przyjaciółką na materacu, gdy w styczniu parę lat wstecz się przeprowadzałyśmy. Mieszkanie było jeszcze puste, echo niosło każde nasze słowo...
Wino pite na balkonie w czerwcowe noce. I ta pamiętna Żubrówka przegryzana arbuzem, której wspomnienie na miękkich kolanach prowadziło nas do klubu, gdzie Basia poznała przyszłego męża:)
I ostatni rok - z mężem, z małym Frankiem...Fajnie było, po prostu fajnie. Robienie pizzy o pierwszej w nocy, moje naleśnikowe maratony, wypady do Factory, oglądanie horrorów:)
Pozostają wspomnienia - bardzo różne, bo przecież życie nie jest idealne, ale przede wszystkim to pozytywne emocje. Ostatni weekend był cudowny. Imprezy, pożegnania przy drinku, upominki i naciągnięte mięśnie w nodze - było warto tak żyć przez ponad trzy lata, by teraz móc się w TAKI sposób żegnać:)
Teraz z ogromnym jakimś smutkiem o tym myślę, jestem niespokojna i rozdarta. Zwłaszcza, że bardzo mocno przywiązuję się do miejsc, do murów, do rzeczy (nie mylić z byciem materialistką).
Trzeba będzie po kolei, krok po kroku, układać wszystko od nowa. Liczę na to, że obecna sytuacja jest przejściowa, choć tak naprawdę ciągle zastanawiam się, gdzie chciałabym żyć...Ziemia jest przecież taka ogromna;-) A ja ciągle chcę wierzyć, że najważniejsze wybory dopiero przede mną!
A na koniec - sprawdziłam dopiero dziś swój kupon z sobotniego losowania Dużego Lotka. Już byłam w ogródku, już witałam się z gąską...miałam prawie piątkę:D To znaczy - miałam dwójkę, a trzy cyfry miałam każdą o jeden mniejszą niż te wylosowane;)
No i jak żyć panie premierze, jak żyć?! ;)
Justin! Mam tak samo z tym przywiązywaniem się :) Ale podpowiem Ci, że Wierzbno jest piękną dzielnicą, nie tak drogą jak typowy Stary Mokotów i posiada metro:) Także rozważ:) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńWierzbno znam w związku ze sferą zawodową, fakt, to także super teren w Warszawie. Nie załamuję się - I'll be back;))))
Usuń