Sądzę, że każdy zdrowy człowiek ma w sobie coś, co można nazwać instynktem samozachowawczym. Teoretycznie COŚ powinno nam podpowiadać, co robić, a czego nie. Dlaczego mimo to pakujemy się w różne ryzykowne/beznadziejne/nieperspektywiczne sytuacje? Głupota? Naiwność?
Raczej to drugie. Choć zazwyczaj sądzimy, że jednak się uda. Że nie będzie tak totalnie do dupy. Łudzimy się i mamy nadzieję. Bagatelizujemy przy tym ten charakterystyczny głos z tyłu głowy, który na każdym kroku podpowiada nam, co robić.
Wczoraj podjęłam jedną malutką decyzję. Dotyczyła ona wejścia na konkretną stronę internetową (nie, nie mówię o RT:) Intuicja mówiła mi wyraźnie: Robisz to intencjonalnie. Wiesz, co możesz tam znaleźć, co możesz przeczytać. I znajdziesz to. Mimo tego głosu weszłam na stronę, oczywiście napatoczyłam się na to, na co chciałam i nie chciałam jednocześnie. Zabolało.
A trzeba było słuchać podpowiedzi i oszczędzić sobie niemiłego uczucia.
I tak jest zawsze, gdy idziecie do knajpy z takim dziwnym poczuciem, że ją/jego tam spotkacie. Nic dziwnego, skoro łaziliście tam razem sto razy. Gdy czytacie NIE SWOJE maile, SMS-y, przeglądacie prywatne wiadomości na fejsie. Uderz w stół, a nożyce się odezwą, jak mawia przyslowie. Na własne życzenie doprowadzamy do bolesnych dla nas sytuacji, które tak naprawdę moglibyśmy ominąć.
Intuicja nas nie zawiedzie. Nawet jeśli w pierwszej chwili wydaje się, że słuchanie jej to głupota. Ja jednak głęboko wierzę w to, że podskórnie wyczuwamy, co może być dla nas dobre. Nie warto zagłuszać tego głosu (i nie mówię tu o tym, by nie podejmować rozsądnych decyzji). Po prostu od czasu do czasu, w newralgicznych momentach należy wyluzować, wsłuchać się w siebie, nie działać na oślep. Intuicja nam pomoże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz